wtorek, 24 września 2013

Another Italy - Rozdział 2

O tak~! I'm back!!!
Amy - dzięki, staram się jak mogę, gdy tylko sięgam po ołówek <3 Co do paringu z Japonią to widziałam już kilka takich opowiadań, ale gdybym je miała teraz szukać... nie, to zdecydowanie zły pomysł >.>
Judith - zajrzę tam ;)
Guren - dzięki za wyrozumiałość. Prawda, robię błędy, ale robię ich też coraz mniej ;) I tak, Integracja zostaje wznowiona <3

A teraz zacny rozdział Another Italy~!

Spędził nad lekturą cały dzień. Strasznie mu się nudziło. Chciał akcji, wrażeń. Tak w ogóle, to kiedy oni ostatnio walczyli przeciwko Aliantom? Tak, trochę za dużo czasu minęło. Wstał z posłania i przeciągnął się. Podszedł do szafy. Szukał czegoś odpowiedniego do założenia, jednak wisiały tu tylko te ohydne mundury w odcieniu błękitu.

 - Puttana – syknął. Feliciano nigdy nie miał nic hmn... militarno-eleganckiego. Nagle na dnie szafy dojrzał pudło. Wyciągnął je i dmuchnął chcąc zetrzeć kurz. Na kartonie widniał symbol jakiejś włoskiej firmy szyjącej mundury. Chłopak otworzył pudło.

 - Ciekawe kiedy on to dostał – zastanowił się. Niby znał każdy dzień z życia Felicino, ale nie pamiętał, by chłopak to dostał. W pudle leżał starannie złożony brązowy mundur. Do kopletu były także czapka i buty. Uśmiechnął się. O wiele bardziej ten strój mu się podobał. Wyją z szafy czarną koszulę i krawat. Założył na siebie marynarkę i zapiął pasek, do którego przyczepił czerwony sznurek. Wciągnął na siebie brązowe spodnie, a na końcu założył czarne, sznurowane, długie do kolan buty na lekkim obcasie. Szybko rozczesał włosy i założył czapkę z fioletowym piórkiem oraz krótkie czarne rękawiczki.

Wyszedł na korytarz.

W tym samym czasie kilka pokoi dalej w salonie urządzonym w dość europejskim stylu siedział Ludwig i Kiku.

 - Jak myślisz, Japan[1], co my zrobimy z Feliciano? – spytał cicho. Martwił się o Włocha i to nawet bardzo.

 - Przykro mi Doitsu-san[2], ale sam nie mam pojęcia – przyznał równie zmartwiony Honda.

 - Scheiβe[3]... co mu sie stało? – spytał sam siebie Ludwig.

W tym właśnie momencie do salonu wszedł Vargas. Beilshmidt prawie nie zakrztusił się pitą właśnie whisky. Trzeba było przyznać, że Feliciano prezentował się teraz lepiej niż w swoim niebieskim uniformie. Na pewno bardziej seksownie, pociągająco, ponętnie i... złowrogo.

 - Nic się nie stało Germania. Po prostu mam dość bycia debilnym dzieckiem, które nic nie potrafi zrobić samo – warknął i przejechał językiem po ustach. Nie zdawał sobie nawet sprawy jak pociągająco wygląda.

Niemcy przełknął ślinkę. Wstał i ruszył do wyjścia z salonu. Jednak gdy chciał przekroczyć próg poczuł na policzku ból. Dotknął go i odkrył, że ręce są umazane w krwi. Spojrzał na osobę obok. Feliciano ściskał w jednej dłoni nóż wojskowy.

 - Italien...

Włoch uśmiechnął się złowróżebnie

 - Wiesz, Germania, nie pozwoliłem ci wyjść – szepnął mu do ucha nie przemarzając się obecnością wstydliwego Hondy – Zapamiętaj tą lekcje.

 - Feliciano... – szepnął.

 - Mów mi Luciano – odparł i wyszedł z salonu zostawiając oniemiałe nacje.

Im dużej przebywał w tym domu tym bardziej się nudził. Nic się tu nie działo. Wszedł do kuchni i rozkazał młodej Japonce zrobić mu makaron Gnocchi i sos Boloneze z chili i kawałkami mięsa. Uwielbiał pastę, ale lubił ją trochę urozmaicać.

Szlag go jasny trafił gdy kobieta postawiła przed nim Spaghetti z sosem Neapoli posypanym serem. Okey, lubił i taką pastę, ale poprosił (albo raczej rozkazał) o coś innego. Nie miał ochoty wrzeszczeć na nią. Zjadł po czym zaczął tłumaczyć jak nazywają się poszczególne makarony i jak przyrządzą się różne sosy. W sumie, był zadowolony, że uświadomił kolejnym kretynom różnicę w paście.

Trochę sobie urozmaicił dzień, jednak dalej mu się nudziło, a zbliżał się wieczór. Postanowił odwiedzić obóz swoich chłopców. Obóz Włochów znajdował sie około 250 metrów od posiadłości Hondy. Szybko przeszedł ten kawałek i wszedł do obozu generała.

 - Buonasera[4] – przywitał się i usiadł na składanym krześle przed stołem. Leżała tam mapa i różne figórki przedstawiające samoloty, statki i żołnierzy; w różnych kolorach. Wszystkie leżały w miejscach gdzie łatwo było by uciec.

 - Buonasera Mr. Italia[5] – odparł generał - Co cię tu sprowadza? – spytał. Vergas rzadko zaglądał do namiotu generała, gdyż pokładał w nim wszystkie swoje nadzieje i wierzył, że jego taktyki są dobre.

 - Chciałbym byśmy trochę tu pozmieniali – powiedział – Po pierwsze masz zmienić pozycję naszych statków i samolotów z numer 2 na 5. Żołnierze mają udać się na pozycje 16.

 - To bardzo ryzykowne posunięcie Mr. Italia – zauważył mężczyzna.

 - Wiem – powiedział ze złowróżebnym uśmiechem – Ale nasi przeciwnicy się tego nie spodziewają. Mamy przewagę.

 - Si ser[6] – mężczyzna pochylił głowę w geście szacunku – Czy uzgodniłeś to już z Mr. Germania i Mr.Giappone?

 - Nie – odparł szczerze – Ale nie muszą o tym wiedzieć. Zresztą, niech się nie wtrącają. Mam kilka pomysłów, a oni mi będą tylko przeszkadzać.

 - Si ser!
 Nadszedł kolejny dzień. Ludwig i Kiku wsiedli na statek i czekali na ostatnie państwo. Jednak gdy na zegarze wybiła 9:30 – godzina wypłynięcia – Włoch nadal nie było. Niemcy i Japonia zaczęli się poważnie martwić brakiem młodszego Vergasa. Na mostku odnaleźli generała Włoch.
 - Entschuldigung[7] gdzie jest Italien? – spytał
 - Mr. Luciano wyleciał cztery godziny temu – odparł mężczyzna.
Pozostałe państwa Osi zdziwiły się. Dziwnie im brzmiało imię „Luciano” gdy mówiło się o Włochach. Ale jeszcze bardziej dziwił ich fakt, że chłopak wstał wcześniej od nich i... czy jego generał właśnie powiedział, że chłopak wyleciał?
 - Jak to? – zdziwili się.
 - Mr. Luciano wyleciał z Tokyo o 5:30 i udał się w stronę Chin – powiedział generał.
 - Dlaczego nic nam nie powiedział? – spytał ponownie Ludwig.
 - Powiedział, że nie musicie tego wiedzieć, Mr. Germania – odparł spokojnie włoski generał.
Zrezygnowane nacje udały się w stronę pokładu. Co mieli robić skoro Włochy już wyleciał?

Gdzieś nad morzem japońskim Luciano leciał swoim pięknym myśliwcem Macchi MC.205. Za nim podążały dwa bombowce i kilka Reggiane Re.2000[8]. Vergas z wielkim diabolicznym uśmiechem trzymał stery samolotu. Uwielbiał latać i robić powietrzne akrobacje, jednak teraz po prostu leciał, gdyż wiedział, że musi oszczędzać paliwo. Spokojnie myślał nad strategią jaką powinni zastosować.

Anglia usiadł przy stole i podniósł do ust filiżankę wypełnionym drogocennym napojem. Dawno nie było tu, w Chinach gdzie serwowano jedną z najlepszych herbat. Wczoraj Yao wyjechał na chwilę do Pekinu, ale miał wrócić za trzy dni, więc Arthur i jego wychowanek nie martwili się. Było tu niezwykle spokojnie i swojsko od jakiegoś czasu. Jednak... czuł teraz jakiś wewnętrzny niepokój. Jakby jakaś chmura burzowa się zbliżała. Spojrzał w dal. Na błękicie nieba zobaczył kilka czarnych plamek...

Podniósł do oczy lornetkę.

 - Holy shit[9] – przeklął i pobiegł w stronę namiotu Ameryki.

 - Alfred! – krzyknął wybudzając chłopaka z popołudniowej drzemki.
 - Iggy, nie wrzeszcz tak – jęknął młodszy na tą niespodziewaną pobudkę.
 - Axis[10] – powiedział krótko Kirkland, a Jones od razu wstał.
 - Który? – spytał rzeczowo.
 - Są jeszcze za daleko, ale mają myśliwce i bombowce.
Ameryka i Anglia natychmiast opuścili namiot. Co rusz krzyczał ktoś rozkazy. Po kilku minutach całe wojsko było gotowe. Młodsze państwo chwyciło za lornetkę i spojrzało w stronę nadlatującego wroga.
 - Besensu mnie obudziłeś Iggy – powiedział z wyrzutem.
 - What? – zdziwił się Kirkland
 - To tylko Włochy...
 - Eh... a ja się martwiłem, że to Niemcy – powiedział ze skruchą w glosie. Było mu trochę głupio, że z takiego powodu obudził wychowanka.
 - Pewnie nawet nie zaatakują – mruknął młodszy – ale lepiej być czujnym – powiedział już ciszej. Tak, coś wisiało w powietrzu.

         Niemcy i Japonia także postanowili wylecieć i zatrzymać południowca. Martwili się o Feliciano... albo raczej Luciano jak go zaczęto nazywać.
         Kiku użył myśliwca Kawasaki Ki-102, a Ludwig Messerschmitta P.1101.
Italien co się z tobą dzieje?” – pomyślał Ludwig. Miał wrażenie, że tego Włochy stać na więcej. Codziennie prosił o to by Vargas spoważniał i zmądrzał. Teraz trochę żałował swojej decyzji, bo nie wiedział co Luciano mógł zrobić.

Alfred i Arthur ledwo usunęli się gdy jedna z bomb trafiła w namiot

          - Co do... – nad ich głowami przeleciał jeden z myśliwców, a po chwili usłyszeli serię strzałów.

 - Co tu się do cholery dzieje – spytał sam siebie Ameryka. Od kiedy to Włosi atakowali z takim zacięciem i taką taktyką. Ich ludzie nie mogli się nawet nigdzie schować.
          - Alfred! – krzyknął Kirkland by jego głos dotarł do Ameryki pomimo strzałów – Musimy się... poddać – oboje tego nie chcieli, ale co mogli zrobić. Włochy, tak, WŁOCHY ich rozgromił. Amerykanin niechętnie się zgodził. Wiedział, że z pomocą Angli spokojnie uciekną, a potem sprowadzą posiłki.
Gdy oddziały aliantów wywiesiły białą flagę, tak charakterystyczną wcześniej dla Feliciano, bombowce zaprzestały ataku. Samoloty zaczęły lądować. Wtedy jakiś nierozważny Amerykanin wystrzelił z armatki i trafił w jeden z myśliwców. Silnik Macchi zaczął się palić. Gdy samolot był tuż przy ziemi, pilot otworzył kokpit i wyskoczył tuż przed wybuchem maszyny.
Gdy kurz, który powstał podczas wybuchu trochę opadł, Anglia i Ameryka mogli zobaczyć rozmazaną sylwetkę młodego Vargasa.
 - Buongiorno[11]forza alleata[12] – przywitał się cień.
Alfred i Arhur uśmiechnęli się do siebie. Mimo, że jeden z ich żołnierzy wykazał się niekompetencją to teraz mieli szansę złapać Włochy. Jednak ich zdziwienie nie miało granic, gdy kurz całkowicie opadł. Feliciano wyglądał... inaczej. Różowe oczy, które teraz wpadały lekko w czerwień, szalony uśmiech i brązowy mundur.
 - Who are you? – warknął Amerykanin. To przecież nie mógł być ten głupek Włochy.
 - Il mio nome e Luciano Vargas[13] Sono un Italia[14] – odparła postać – Ale po co te uprzejmości skoro mnie znacie. To wasz koniec.

 - „Japan słyszysz mnie?” – spytał Niemiec przez głośnik.

 - „Hai, Doitsu-san„ – odparł Kiku.

 - „Widzisz to samo co ja?” – spytał gdy na horyzoncie zaczął majaczyć czarny dym.

 - „Hai! Też się martwię” – przyznał po chwili.

         Pomimo braku ludzi ruszyli w stronę brzegów Chin.

1 – Japan niem. Japonia (różni się od angielskiego Japan tym, że nie czyta się tego „dżapan”, a „japan” tak jak się pisze)

2 – Doitsu jap. Niemcy. Końcówka „-san” to oznaka szacunku.

3 – Scheiβe niem. Cholera (czyt szajze)

4 – Buonasera wło. dobry wieczór

5 – Mr. Italia wło. Panie Włochy

6 – Si ser wło. Tak jest

7 – Entschuldigung niem. Przepraszam (w sensie angielskiego „excuse me”)

8 – tak jak Mecchi MC.205, Reggiane Re.2000 jest jednym z włoskich myśliwców produkowanych podczas IIWW

9 – Holy shit ang. O cholera

10 – Axis ang.

11 – Buongiorno wło. dzień dobry

12 – forza alleata wło. alianci

13 – Il mio nome e Luciano Vargas wło. Nazywam sie Luciano Vargas

14 – Sono un Italia wło. Jestem Włochami

1 komentarz:

  1. O-ojej... nie spodziewałam się, że cokolwiek się tu jeszcze pojawi *wieczny pesymista*.
    Tak jakoś... Ciekawie się to czyta. Opowiadanie jest inne i, mimo błędów, dobrze się je czyta. Dobrze. Pf, bardzo dobrze.
    Pf, mówię, że są błędy, a nawet nie przedstawiam przykładu... Najbardziej mierzi w oczy, kiedy zdanie pytające ma na końcu kropeczkę, na przykład "Od kiedy to Włosi atakowali z takim zacięciem i taką taktyką." Aż się prosi o znak zapytania.
    Czasem również zjada ci spację, ale mozliwe, że jest to spowodowane blogiem (tak jak kiedyś onet, czy blogi na innych stronach, blogspot czasem skleja wyrazy).
    Przepraszam, że tak wytykam błędy, mam nadzieję, że w żaden sposób cię tym nie uraziłam...
    Mimo mojego czepiania się, wiedz, że wyczekuję w tej chwili kolejnych notek na tym blogu, a można to nazwać rzadkim zjawiskiem. Zaciekawiłaś mnie.

    Ogółem, czuję ogromny niedosyt. Czekam na więcej, aczkolwiek zdecydowanie najbardziej wyczekuję Integracji.~

    *mignęła mu wzmianka o opowiadaniach o Japonii. Jego oczka aż rozbłysły* Chcę. Chcę dużo Japonii. Mam nadzieję, towarzyszu, że nie będzie to dla ciebie problemem, da?~

    OdpowiedzUsuń

Skoro już czytasz to skomentuj.
Nie stracicie przez to zbyt dużo czasu, a kilka twoich miłych słów poprawi humor po ciężkim dniu w szkole, przyprawi twarz o uśmiech i może nawet doda weny w deszczowy dzień.
Weryfikacja też jest wyłączona, więc nie musisz się trudzić z cyferkami i literkami.