Amy - dzięki, staram się jak mogę, gdy tylko sięgam po ołówek <3 Co do paringu z Japonią to widziałam już kilka takich opowiadań, ale gdybym je miała teraz szukać... nie, to zdecydowanie zły pomysł >.>
Judith - zajrzę tam ;)
Guren - dzięki za wyrozumiałość. Prawda, robię błędy, ale robię ich też coraz mniej ;) I tak, Integracja zostaje wznowiona <3
A teraz zacny rozdział Another Italy~!
Spędził
nad lekturą cały dzień. Strasznie mu się nudziło. Chciał akcji, wrażeń. Tak w
ogóle, to kiedy oni ostatnio walczyli przeciwko Aliantom? Tak, trochę za dużo
czasu minęło. Wstał z posłania i przeciągnął się. Podszedł do szafy. Szukał
czegoś odpowiedniego do założenia, jednak wisiały tu tylko te ohydne mundury w
odcieniu błękitu.
- Puttana
– syknął. Feliciano nigdy nie miał nic hmn... militarno-eleganckiego. Nagle na
dnie szafy dojrzał pudło. Wyciągnął je i dmuchnął chcąc zetrzeć kurz. Na
kartonie widniał symbol jakiejś włoskiej firmy szyjącej mundury. Chłopak
otworzył pudło.
- Ciekawe kiedy on to dostał – zastanowił się.
Niby znał każdy dzień z życia Felicino, ale nie pamiętał, by chłopak to dostał.
W pudle leżał starannie złożony brązowy mundur. Do kopletu były także czapka i
buty. Uśmiechnął się. O wiele bardziej ten strój mu się podobał. Wyją z szafy
czarną koszulę i krawat. Założył na siebie marynarkę i zapiął pasek, do którego
przyczepił czerwony sznurek. Wciągnął na siebie brązowe spodnie, a na końcu
założył czarne, sznurowane, długie do kolan buty na lekkim obcasie. Szybko
rozczesał włosy i założył czapkę z fioletowym piórkiem oraz krótkie czarne
rękawiczki.
Wyszedł
na korytarz.
W
tym samym czasie kilka pokoi dalej w salonie urządzonym w dość europejskim stylu
siedział Ludwig i Kiku.
- Jak myślisz, Japan[1], co my zrobimy z Feliciano? – spytał cicho.
Martwił się o Włocha i to nawet bardzo.
- Przykro mi Doitsu-san[2], ale sam nie mam pojęcia – przyznał równie
zmartwiony Honda.
- Scheiβe[3]...
co mu sie stało? – spytał sam siebie Ludwig.
W
tym właśnie momencie do salonu wszedł Vargas. Beilshmidt prawie nie zakrztusił
się pitą właśnie whisky. Trzeba było przyznać, że Feliciano prezentował się
teraz lepiej niż w swoim niebieskim uniformie. Na pewno bardziej seksownie,
pociągająco, ponętnie i... złowrogo.
- Nic się nie stało Germania. Po prostu mam dość bycia debilnym dzieckiem, które nic
nie potrafi zrobić samo – warknął i przejechał językiem po ustach. Nie zdawał
sobie nawet sprawy jak pociągająco wygląda.
Niemcy
przełknął ślinkę. Wstał i ruszył do wyjścia z salonu. Jednak gdy chciał
przekroczyć próg poczuł na policzku ból. Dotknął go i odkrył, że ręce są
umazane w krwi. Spojrzał na osobę obok. Feliciano ściskał w jednej dłoni nóż
wojskowy.
- Italien...
Włoch
uśmiechnął się złowróżebnie
- Wiesz, Germania,
nie pozwoliłem ci wyjść – szepnął mu do ucha nie przemarzając się obecnością
wstydliwego Hondy – Zapamiętaj tą lekcje.
- Feliciano... – szepnął.
- Mów mi Luciano – odparł i wyszedł z salonu
zostawiając oniemiałe nacje.
Im
dużej przebywał w tym domu tym bardziej się nudził. Nic się tu nie działo.
Wszedł do kuchni i rozkazał młodej Japonce zrobić mu makaron Gnocchi i sos
Boloneze z chili i kawałkami mięsa. Uwielbiał pastę, ale lubił ją trochę
urozmaicać.
Szlag
go jasny trafił gdy kobieta postawiła przed nim Spaghetti z sosem Neapoli
posypanym serem. Okey, lubił i taką pastę, ale poprosił (albo raczej rozkazał)
o coś innego. Nie miał ochoty wrzeszczeć na nią. Zjadł po czym zaczął tłumaczyć
jak nazywają się poszczególne makarony i jak przyrządzą się różne sosy. W sumie,
był zadowolony, że uświadomił kolejnym kretynom różnicę w paście.
Trochę
sobie urozmaicił dzień, jednak dalej mu się nudziło, a zbliżał się wieczór.
Postanowił odwiedzić obóz swoich chłopców. Obóz Włochów znajdował sie około 250
metrów od posiadłości Hondy. Szybko przeszedł ten kawałek i wszedł do obozu
generała.
- Buonasera[4]
– przywitał się i usiadł na składanym krześle przed stołem. Leżała tam mapa i
różne figórki przedstawiające samoloty, statki i żołnierzy; w różnych kolorach.
Wszystkie leżały w miejscach gdzie łatwo było by uciec.
- Buonasera
Mr. Italia[5] – odparł generał - Co cię tu sprowadza? – spytał.
Vergas rzadko zaglądał do namiotu generała, gdyż pokładał w nim wszystkie swoje
nadzieje i wierzył, że jego taktyki są dobre.
- Chciałbym byśmy trochę tu pozmieniali –
powiedział – Po pierwsze masz zmienić pozycję naszych statków i samolotów z
numer 2 na 5. Żołnierze mają udać się na pozycje 16.
- To bardzo ryzykowne posunięcie Mr. Italia – zauważył mężczyzna.
- Wiem – powiedział ze złowróżebnym uśmiechem
– Ale nasi przeciwnicy się tego nie spodziewają. Mamy przewagę.
- Si ser[6]
– mężczyzna pochylił głowę w geście szacunku – Czy uzgodniłeś to już z Mr. Germania i Mr.Giappone?
- Nie – odparł szczerze – Ale nie muszą o tym
wiedzieć. Zresztą, niech się nie wtrącają. Mam kilka pomysłów, a oni mi będą
tylko przeszkadzać.
- Si ser!
Nadszedł kolejny dzień. Ludwig i Kiku wsiedli
na statek i czekali na ostatnie państwo. Jednak gdy na zegarze wybiła 9:30 –
godzina wypłynięcia – Włoch nadal nie było. Niemcy i Japonia zaczęli się
poważnie martwić brakiem młodszego Vergasa. Na mostku odnaleźli generała Włoch.
- Entschuldigung[7]
gdzie jest Italien? – spytał
- Mr.
Luciano wyleciał cztery godziny temu – odparł mężczyzna.
Pozostałe
państwa Osi zdziwiły się. Dziwnie im brzmiało imię „Luciano” gdy mówiło się o
Włochach. Ale jeszcze bardziej dziwił ich fakt, że chłopak wstał wcześniej od
nich i... czy jego generał właśnie powiedział, że chłopak wyleciał?
- Jak to? – zdziwili się.
- Mr. Luciano
wyleciał z Tokyo o 5:30 i udał się w stronę Chin – powiedział generał.
- Dlaczego nic nam nie powiedział? – spytał
ponownie Ludwig.
- Powiedział, że nie musicie tego wiedzieć, Mr. Germania – odparł spokojnie włoski
generał.
Zrezygnowane
nacje udały się w stronę pokładu. Co mieli robić skoro Włochy już wyleciał?
Gdzieś
nad morzem japońskim Luciano leciał swoim pięknym myśliwcem Macchi MC.205. Za
nim podążały dwa bombowce i kilka Reggiane Re.2000[8]. Vergas z
wielkim diabolicznym uśmiechem trzymał stery samolotu. Uwielbiał latać i robić powietrzne akrobacje, jednak teraz po prostu leciał, gdyż wiedział, że musi
oszczędzać paliwo. Spokojnie myślał nad strategią jaką powinni zastosować.
Anglia
usiadł przy stole i podniósł do ust filiżankę wypełnionym drogocennym napojem.
Dawno nie było tu, w Chinach gdzie serwowano jedną z najlepszych herbat.
Wczoraj Yao wyjechał na chwilę do Pekinu, ale miał wrócić za trzy dni, więc
Arthur i jego wychowanek nie martwili się. Było tu niezwykle spokojnie i swojsko
od jakiegoś czasu. Jednak... czuł teraz jakiś wewnętrzny niepokój. Jakby jakaś
chmura burzowa się zbliżała. Spojrzał w dal. Na błękicie nieba zobaczył kilka
czarnych plamek...
Podniósł
do oczy lornetkę.
- Holy
shit[9] – przeklął i pobiegł w stronę namiotu Ameryki.
- Alfred! – krzyknął wybudzając chłopaka z popołudniowej drzemki.
- Iggy, nie wrzeszcz tak – jęknął młodszy na
tą niespodziewaną pobudkę.
- Axis[10]
– powiedział krótko Kirkland, a Jones od razu wstał.
- Który? – spytał rzeczowo.
- Są jeszcze za daleko, ale mają myśliwce i
bombowce.
Ameryka i Anglia natychmiast opuścili namiot. Co rusz krzyczał ktoś rozkazy. Po kilku minutach całe wojsko
było gotowe. Młodsze państwo chwyciło za lornetkę i spojrzało w stronę
nadlatującego wroga.
- Besensu mnie obudziłeś Iggy – powiedział z
wyrzutem.
- What?
– zdziwił się Kirkland
- To tylko Włochy...
- Eh... a ja się martwiłem, że to Niemcy –
powiedział ze skruchą w glosie. Było mu trochę głupio, że z takiego powodu
obudził wychowanka.
- Pewnie nawet nie zaatakują – mruknął młodszy
– ale lepiej być czujnym – powiedział już ciszej. Tak, coś wisiało w powietrzu.
Niemcy i Japonia także postanowili wylecieć i zatrzymać
południowca. Martwili się o Feliciano... albo raczej Luciano jak go zaczęto
nazywać.
Kiku użył myśliwca Kawasaki Ki-102, a Ludwig Messerschmitta
P.1101.
„Italien co się z tobą dzieje?” –
pomyślał Ludwig. Miał wrażenie, że tego Włochy stać na więcej. Codziennie
prosił o to by Vargas spoważniał i zmądrzał. Teraz trochę żałował swojej
decyzji, bo nie wiedział co Luciano mógł zrobić.
Alfred
i Arthur ledwo usunęli się gdy jedna z bomb trafiła w namiot
- Co do... – nad ich głowami przeleciał jeden
z myśliwców, a po chwili usłyszeli serię strzałów.
- Co tu się do cholery dzieje – spytał sam
siebie Ameryka. Od kiedy to Włosi atakowali z takim zacięciem i taką taktyką.
Ich ludzie nie mogli się nawet nigdzie schować.
- Alfred! – krzyknął
Kirkland by jego głos dotarł do Ameryki pomimo strzałów – Musimy się... poddać
– oboje tego nie chcieli, ale co mogli zrobić. Włochy, tak, WŁOCHY ich
rozgromił. Amerykanin niechętnie się zgodził. Wiedział, że z pomocą Angli
spokojnie uciekną, a potem sprowadzą posiłki.
Gdy
oddziały aliantów wywiesiły białą flagę, tak charakterystyczną wcześniej dla
Feliciano, bombowce zaprzestały ataku. Samoloty zaczęły lądować. Wtedy jakiś
nierozważny Amerykanin wystrzelił z armatki i trafił w jeden z myśliwców. Silnik Macchi zaczął się palić. Gdy samolot był tuż przy ziemi, pilot otworzył
kokpit i wyskoczył tuż przed wybuchem maszyny.
Gdy
kurz, który powstał podczas wybuchu trochę opadł, Anglia i Ameryka mogli
zobaczyć rozmazaną sylwetkę młodego Vargasa.
- Buongiorno[11]forza alleata[12] – przywitał się cień.
Alfred
i Arhur uśmiechnęli się do siebie. Mimo, że jeden z ich żołnierzy wykazał się
niekompetencją to teraz mieli szansę złapać Włochy. Jednak ich zdziwienie nie
miało granic, gdy kurz całkowicie opadł. Feliciano wyglądał... inaczej. Różowe
oczy, które teraz wpadały lekko w czerwień, szalony uśmiech i brązowy mundur.
-
Who are you? – warknął Amerykanin. To przecież nie mógł
być ten głupek Włochy.
- Il mio nome e Luciano Vargas[13]
Sono un Italia[14] – odparła postać – Ale po co te uprzejmości skoro
mnie znacie. To wasz koniec.
- „Japan
słyszysz mnie?” – spytał Niemiec przez głośnik.
- „Hai,
Doitsu-san„ – odparł Kiku.
- „Widzisz to samo co ja?” – spytał gdy na horyzoncie zaczął majaczyć czarny dym.
- „Hai!
Też się martwię” – przyznał po chwili.
Pomimo braku ludzi ruszyli w stronę brzegów Chin.
1
– Japan niem. Japonia (różni się od angielskiego Japan tym, że nie czyta się
tego „dżapan”, a „japan” tak jak się pisze)
2
– Doitsu jap. Niemcy. Końcówka „-san” to oznaka szacunku.
3
– Scheiβe niem. Cholera (czyt szajze)
4
– Buonasera wło. dobry wieczór
5
– Mr. Italia wło. Panie Włochy
6
– Si ser wło. Tak jest
7
– Entschuldigung niem. Przepraszam (w sensie angielskiego „excuse me”)
8
– tak jak Mecchi MC.205, Reggiane Re.2000 jest jednym z włoskich myśliwców
produkowanych podczas IIWW
9 – Holy shit ang. O cholera
10 – Axis ang. Oś
11
– Buongiorno wło. dzień dobry
12
– forza alleata wło. alianci
13 – Il mio nome e Luciano Vargas wło. Nazywam
sie Luciano Vargas
14
– Sono un Italia wło. Jestem Włochami
O-ojej... nie spodziewałam się, że cokolwiek się tu jeszcze pojawi *wieczny pesymista*.
OdpowiedzUsuńTak jakoś... Ciekawie się to czyta. Opowiadanie jest inne i, mimo błędów, dobrze się je czyta. Dobrze. Pf, bardzo dobrze.
Pf, mówię, że są błędy, a nawet nie przedstawiam przykładu... Najbardziej mierzi w oczy, kiedy zdanie pytające ma na końcu kropeczkę, na przykład "Od kiedy to Włosi atakowali z takim zacięciem i taką taktyką." Aż się prosi o znak zapytania.
Czasem również zjada ci spację, ale mozliwe, że jest to spowodowane blogiem (tak jak kiedyś onet, czy blogi na innych stronach, blogspot czasem skleja wyrazy).
Przepraszam, że tak wytykam błędy, mam nadzieję, że w żaden sposób cię tym nie uraziłam...
Mimo mojego czepiania się, wiedz, że wyczekuję w tej chwili kolejnych notek na tym blogu, a można to nazwać rzadkim zjawiskiem. Zaciekawiłaś mnie.
Ogółem, czuję ogromny niedosyt. Czekam na więcej, aczkolwiek zdecydowanie najbardziej wyczekuję Integracji.~
*mignęła mu wzmianka o opowiadaniach o Japonii. Jego oczka aż rozbłysły* Chcę. Chcę dużo Japonii. Mam nadzieję, towarzyszu, że nie będzie to dla ciebie problemem, da?~